Przychodze baaardzo powolnym krokiem. Znów wizyta na cmentarzu, znów tylko po to żeby zobaczyć nagrobek z imieniem bliskiej osoby.
Koniec końców po jakimś czasie docieram do grobu Logosa.
- Powodzenia w świecie duchów przyjacielu...
Wyciągam z kieszeni małą świeczuszke, stawiam ją przy nagrobku. Podpalam ją piekielnymi płomieniami, a z racji tego że świeczka została wzbogacona moją chakrą: bedzie płonąć całkiem długo.
Bardzo długo stoje przy grobie, w końcu wreszcie zmawiam modlitwe *Szkoda tylko że moja sie nie liczy...*, potem odchodze.